Świat. Próba opisu
Wielki świat
jest mniejszy niż myślisz,
jest na miarę człowieka, jego małości.
Weź dla przykładu to, co widzisz tu, w Spisskim Salase.
Świat jest jak Słowacja o zmierzchu:
liliowy, chłodny, prowincjonalny, bezradny, żałosny
gasnący bez przeszkód, pomimo wiosny, cicho
Spisske Pohrodie, 23 kwietnia 1998 r.
Mistrz Paweł z Levoczy
Kim był?
Nie za wiele rozumiemy z tajemnicy samego siebie, skąd więc nam wiedzieć kim był on?
Nie wiemy
czy na pewno nazywał się Paweł
i czy naprawdę był
z Levoczy
Tylko jego mistrzostwo jest pewne,
bez wątpienia. Olśnieni dziełem, dotykając figur, wiemy:
rozumiał, co znaczy zdradzić i być zdradzonym,
znał gęstniejącą samotność tego, kogo czeka męka,
bezradność myśli, sytość brzucha, boleść utraty
i "ciemną słodycz kobiecego ciała".
Też piękno i handel,
dostatek i gorycz.
Pragnął
rzeźbić ołtarze,
mieć z nią dzieci,
należeć do Konfraterni Bożego Ciała,
nudzić się i marzyć w Levoczy,
pić tokaj nocą,
szkolić uczniów
i mówić życiu "kocham"
w lipowym drzewie i gotyku.
Nie wiemy, czy się modlił,
ale wiemy, że wielu modli się dzięki niemu.
Rzadko widywano go bez dłuta.
Być może jego przyjacielem był Wit Stwosz,
kuzyn żony na pewno był anabaptystą,
a szwagier, mer miasteczka, wprowadził
do Levoczy reformację.
Teść był bogaczem.
Jak zawsze,
lepiej znamy okolicę człowieka.
On sam się wymyka
palcom,
słowu,
oku
Kim on był?
Teraz
kim jest?
Levocza, 22 kwietnia 1998 r.
Cisza
z widokiem na zamek,
wzgórza, lodowatą ciszę,
z odgłosami deszczu, górskich ptaków
i piły Husquarna...
W dalekim lesie pada
podcięte, śmiertelnie ranne drzewo.
Skowyt, drżenie ziemi. Tykanie zegara.
Żadnego telefonu od wielu miesięcy
Ponieważ biegną lata i ziemia się kręci, przesuwa się mój dom, rośnie i butwieje, nadstawia pyszczek słońcu ciągle w nowych miejscach.
Pędzą.
Mój dom i życie, mądrzejsi ode mnie.
Znieruchomiało wszystko tylko teraz, na błysk kwietniowej chwili,
na ułamek losu,
złapanie oddechu
przed pięćdziesiątką.
Tu, na Spiszu, po słowackiej stronie. Z widokiem na zamek,
deszczowe wzgórza,
ścięte drzewo
Spisska Kapitula, 21 kwietnia 1998 r.
Nad jeziorem w Scofield, Utah
lekko drży struna złota łza diament rosy jak tu zamknąć oczy"S. Sara
stygnie dzień
bledną zorze w łun dreszczach pachną trawy po deszczach rośnie cień
20 lipca1999r.
New York, New York
Oto Manhattan, najmniej poetyczne miejsce naszego świata.
W Katedrze Świętego Patryka słychać młoty pneumatyczne, klaksony taksówek i daleki ryk Wielkiej Nierządnicy - Miasta. Ale też szelest ziaren różańca przed Słońcem Monstrancji. Z chmury ciszy deszcz łaski.
Szafirowe witraże łączą i oddzielają dwa światy na dobre i złe
Nowy Jork, sierpień 1999 r.
|