Przejście graniczne w Drasenhofen
zmierzch,
trzynastego lipca,
długi rząd samochodów,
w ich reflektorach
rozjaśnienie tej chwili,
której już za chwilę
nie będzie,
a która właśnie wymknęła się ciemności
na krótką chwilę
a jest to chwila doprawdy
graniczna, późnowieczorna, prawie nocna, mroczna,
ale też jasna wewnętrznie i prosta,
dobra
wokół stygnie zieleń,
w oknach surfinie,
wzdłuż drogi słonecznikowe pola,
winnice, białe kapliczki.
Dreszcz
jak trudno będzie się rozstać z tą chwilą
światła mniej wyraźne, bardziej płynne, coraz słabsze, świerszcze, ciemność, potem cisza, sen
Civitas Dei (2). Syrakuzy
Arkadiuszowi, Tomaszom
na placu
przed katedrą
smukłe kelnerki
rozstawiają wiklinowe krzesła
jest siódma po południu,
kończy się dzień, niebawem świat
wokół miasto
śniade, złociste.
Ochra, kobalt, indygo. Szkło.
Jest nas czterech. Milczymy.
Na skraju dnia,
na krawędzi Europy.
Płynie przez nas
światło i czas.
W stronę morza i śmierci.
Piękniejemy
Enna
Enna. Czyli gołąb w katedrze, wątłe róże, krucyfiks, my.
Enna. Czyli jasność i srebro. I przestrzeń. Nad wieżami obłoki, spełnienie, sny.
Enna. Czyli kamień z jaszczurką, modre bluszcze, jaśminy, mchy.
Enna. Persefona na łące.
Popołudnie, Sycylia, późne lata dziewięćdziesiąte
niepokój
Morgantina
W wymarłym mieście
grecki teatr. Na skraju światła,
w środku sceny,
w miejscu gdzie
wystawiał swoje sztuki Ajschylos,
recytuję Eichendorffa.
Czterowiersz słynny, brzmi tak:
Schlaft ein Lied in allen Dingen Die da traumen fort und fort, Und die Welt hebt on zu singen, Triffst du nur das Zauberwort.
W rzeczach wszystkich pieśń uśpiona Śni o śpiewie w ciszy snów. Świat czarowną pieśń wykona, Gdy go zbudzisz magią słów.
Jaka akustyka! Jaka kultowa scena! Jaka dawka ironii (historii)
w tym miejscu i w takiej chwili! Jaka fotogeniczność krajobrazu
z aktorem świetnym w epicentrum! Jakiż tłusty kąsek dla klasy średniej!
Ale też: po co ta histeria wykrzykników? w czyjej służbie i w czyim imieniu szyderstwo z wdzięczności serca, uciszenia umysłu, proporcji dźwięku i kamienia?
Nie.
Pokornie trwać na skraju światła, w środku sceny. Radować się, wielbić, głosić.
Nic więcej.
Palermo. Quatro canti, nocą
bolą stopy i głowa, lampy rzadkie i mdłe
pełnia lata, noc ciepła.
Dzielnica: Albergheria; targowisko: Ucciria, co znaczy mordownia, rzeźnia. Pobojowisko po handlowej wojnie, potworny odór, chaos brudu i smrodu; kości, stosy kości. To kości pokonanych: złowionych, zabitych, pociętych, sprzedanych, może już zjedzonych
koty zlizują rybią krew,
w jej resztkach przegląda się księżyc
boję się tego miasta, handlu, pieniędzy, krwi, piję Moscato, liquoroso z Marsali, rozmawiam o Śląsku, o niemowlęciu, tęsknię
W drodze do Selinunte
"Naucz nas liczyć dni nasze. byśmy zdobyli mądrość serca" Psalm 90
Jest sobota.
Siedzę na kamieniu żłobionym
przed prawie trzema tysiącami lat ręką niewolnika,
w lesie kolumn, na ołtarzu ofiarnym,
w Selinunte
Selinus znaczy dziki seler, Selinunte jest miejscem pięknym
Popołudnie życia.
Może akurat najlepszy czas, jaki został mi dany.
Przeżywam go bez trwogi, czyli bez chciwości.
Też bez żalu.
Wiatr? Niech wieje, niech smaga i głaszcze, niech dorzeźbia doryckie krągłości.
Słońce? Niech świeci, niech zmienia kikuty kolumn w plastry miodu, w sztaby
złota-dla innych.
Przyjaźń? Miłość? Niech rosną, niech mają skrzydła.
Jest rzeczą dobrą, by rzeka płynęła od Źródła do Morza.
Niech wszystko Jest. I niech jest wolne.
Byłem wystarczająco szczęśliwy
i otrzymałem kiść dostatecznie obfitą
rzeczy dobrych.
Stado czarnych ptaków
siada na kapitelach kolumn,
zbliża się noc,
pora wstać. Pora iść
w stronę
Nowego Selinunte
|