Jastrząb
szybował
wysoko, coraz wyżej.
Zadzieraliśmy głowy,
mrużyliśmy oczy,
wznosiliśmy ręce,
wypatrując ciemnego krzyża ptaka,
którego wessała niepokalana niebieskość
nagle.
I zniknął.
Milczeliśmy ze szczęścia i żalu.
Wokół nas wirował październik,
w nas - życie skulone, z lęku przed odejściem tej chwili.
Stanowiliśmy wtedy środek wszechświata, wiem.
Staliśmy nieruchomo,
w zachwyceniu,
na darmo otrzymanym
kawałku ziemi,
moja mama i ja
Pszów 2 października 1999 r.
Będzie tak. Oby tak nie było
"A oto gwiazdy.
Lśnią z dawną siłą.
Jak gdyby ciebie nigdy nie było.
Może tak było?"
Josif Brodski
Między nami popłyną
miesiące, potem lata. Szeroką strugą,
korytem głębokim. Mętna rzeka, gęsta jak krew.
Niespiesznie. Będzie cicho, coraz ciszej, ciemniej.
Czas nie skrzepnie.
Jest nie do zatamowania.
Wszak płynie z żywego źródła rany.
Obmywa cierpliwie grudki
pamięci. Każdą, długo, skutecznie
aż do kości
milczenia.
Ten
wiersz
jest
zamiast
krzyku
10 października 1998 r.
Jesień
Najgorsze są miejsca po człowieku, który
odszedł nagle. W ogniu niezakrzepłej
jeszcze miłości
są jak ciało bez głowy
są jak głowa bez twarzy
są jak ziemia bez słońca
trzeba je odwiedzać
choć straciły rację istnienia
miejsca puste,
chore od niedoszłego szczęścia.
Ono mogło zakwitnąć,
niewiele brakowało
życie jest strasznie trudne
Lublin, październik 1998 r.
Noc, cisza
"... nie ma chyba nic smutniejszego nad nieobecność..." (Jose Saramago, Baltazar i Blimunda, tłum. E. .Milewska. Londyn 1993, s. 167)
jest jak nieraz bywa, jak
być powinno - nocą. Kiedy
ludziom do siebie daleko, tęskno,
straszno.
Obecność - śmiech.
Rozstanie - płacz. Ziemia przywykła,
znosi te rzeczy łatwo, miliardy razy tak już było. Gorzej z ludźmi:
oni zawsze pierwszy raz.
l to czekanie paskudne: co zwycięży??
Między drugą a czwartą nad ranem
nie działa, na szczęście, wyobraźnia. Niemożliwy jest ani śmiech
ani płacz. Możliwa jest tylko
bezsenność
lipiec - grudzień 1998 r.
O życiu
To wszystko bierze się stąd, że miłość przydarza się nam tak rzadko
tylko raz, najwyżej dwa razy
(święci może cztery)
jesteśmy gotowi umrzeć za kogoś
w ciągu siedemdziesięciu lat
życia
więc kiedy
Bóg w ciemnym obłoku, a
miłość nieśmiała, w ukryciu,
wtedy
strach na pierwszym planie
Lublin, 6 grudnia 1998 r.
Niespokojne jest serce nasze...
Proste, powszechne i częste:
nie jesteśmy z tymi, z którymi najbardziej chcielibyśmy być.
Rwane zdania, mokre listy, ciemność.
Potem trzydzieści lat milczenia.
l jest się jakoś.
W ogóle jesteśmy słabo.
Być nie jest naszą najmocniejszą stroną.
Nie jesteśmy dobrzy w tym, że jesteśmy.
O wiele lepsi jesteśmy w trwonieniu życia.
Jesteśmy sobą więdnąc, tęskniąc za tymi,
z którymi chcemy być.
Jesteśmy sobą nie będąc.
Więc najbardziej będziemy,
kiedy nas nie będzie.
Lublin, 30 maja 1999 r. Pszów, 9 lipca 1999 r.
Sequela Christi
Skosem,
listopada późnym tropem, pod górę, pod księżycem, z jękiem, rzężeniem, charkotem.
Pogodzić się z losem.
Potem, pod przekrwionym słońca
okiem, dalej
iść.
Nad łąkami mgły.
Bez błękitu, bez ochry, bez wstydu.
Bez pamięci.
Szczęście.
"Sequela Christi:
podążanie za Chrystusem;
także: zjednoczenie z Przenajświętszym
Bogiem, do którego Duch pociąga nas i prowadzi"
(wg Y. Congara)
Sequela Christi, charkot, pogodzenie, przekrwione słońce, podążanie
Lublin, 10 listopada, 1 grudnia 1997 r. 19 grudnia 1998 r.
Jordan, wróć!!!
Na liszajach muru
koślawe litery
"Jordan wróć!!!"
mówią o nich rzecz ważną.
Oni, cybernetycznie dzicy:
czują instynktownie, że znikają im nie tylko
krosty i szczupłe talie, ale i samo życie. A z nim
sprawność szczęk żujących bezcukrowe gumy,
wypluwających bez trudu trudne anglosaskie wulgaryzmy.
Czują też, że kiedy symbol odchodzi w niepamięć, w mijaniu ginie i rzecz.
Bo bez Jordana nie tylko NBA nie będzie już nigdy taka sama. Świat nie będzie
już za chwilę taki sam,
będąc bez nich.
Więc Jordan wróć,
ale to se ne vrati. Jest już Grant Hill. lverson, inni.
Na nic więc zaklinanie new age'owskich bóstw koślawymi graffiti. Oni powtórzą los pokoleń, choć wymyślili internet i są akurat w apogeum multimedialnej pory kwitnienia, l jak wielu przed nimi są przekonani, że jest im dana jedyność i nieśmiertelność. Co nie jest dalekie od prawdy.
Powtarzam im często:
nogi można użyć, by kopać leżącego i po to, by chodzić na palcach przy łóżku konającego; dłoni można użyć do bicia w twarz i do głaskania twarzy niemowlęcia. Wybierajcie: to jedyny sposób na powrót Jordana, czyli na to, by młodość była świętem wiecznym.
Ironia jest więc tylko zamiast,
dla zmazania śladów.
Myślę o nich często,
współczuję im,
kocham.
Lublin, grudzień 98 - grudzień 99
Repetytorium z Szymborskiej
zaczął się grudzień.
Czerwone wino
ma nieznany smak.
Śniegi, szarości. Szrony.
l wiem już na pewno,
tą wiedzą postarzały, speszony:
wszystko jest pierwszy raz.
Stale. Zawsze.
Ten początek zimy, te mgły, ta szadź...
To wino.
Jak to było?
"bez prób, bez rutyny, bez wprawy"??
Na polach biało. Śniegi, szarości, szrony.
1 grudnia 1997 r.
Cud
To
staje się wtedy,
w takiej chwili właśnie,
kiedy jakoby wszystko raz na zawsze dane:
przez niedomknięte okiennice świata
wlewa się szelest, kurz i niepokoje.
Staje się nowe
Opole, Pszów 26 października - 29 grudnia 1999 r.
|