Alcobaca
światło ścieka bliznami
kolumn jak rzeka mleka. W szorstką
ciemniść, w oślepły mrok, w dół. Aż białą plamą
wiązka promieni u moich
stóp
jeszcze się pomarańcze
złocą, wdzięczą w błękitnych
wirydażach. W Krużganku Ciszy zeschłe liście,
chłód jesienny, opata
grób
W kuchni klasztornej chlupot rzeki
Alcoa. Dziś już bezrybnej, lecz cierpliwej
więc też ciężkiej. Już tylko pamięć cudów mieszka
w tysiącu pustych
cel
król Pedro z dwórką Ines czekają na
dzień sądu. I miłosierdzia. Ich dusze
lgną ku sobie, lecz ciała w marmur zakute. Ich miłość
w kamień obrócona, w tragicznych zastygła
gestach
i cokolwiek się dzieje, czy
to śmierć, czy październik, czy to
wieczór czy trwoga - nad Alcobaca niezmienny
jak Bóg uśmiech
słońca
a małe place miasteczka
w złocie, w pastelach, w
szelestach...
Cóż, jednak piękno się zdarza.
Jesień to była pamiętna,
jesień to była
gorąca
Mouraria
Biel i cisza
usiadły razem
na pomauretańskich schodkach.
Jest jasno i biednie,
jest przewiewnie,
jest dobrze.
O czym jest fado? - pytasz.
O niczym wielkim - odpowiadają
z Calcada de Santana, ze stopnia
na którym siadywał Fernando Pessoa.
O niczym wielkim - powtarza echo.
O miłości, po prostu. O tym, że
przynosi ona małe radości i wielkie
cierpienia. O zgodzie na nieuleczalność
tęsknoty. Fado jest bezwstydnie
sentymentalne, na
szczęście.
Popatrz na rzekę - radzą.
Pomyśl o upływie czasu,
o tym że umrzesz samotny
i o tym, że to niezupełnie prawda.
Nie wstydź się
nielogicznych podszeptów
serca
Cierpienie Camoesa
wszystko jest blade, nieważne, dalekie
co znaczy "wszystko" ?
heban z Indii, Brazylii ?
instrukcje i malunki z Macau ?
naukowy zawrót głowy ?
szesnastowieczne mapy ?
portret Henryka Żeglarza
w trumiennym zaiste kurzu ?
"Das Leiden des Camoes" Schneidera
ze łzą na okładce ?
graffiti na murach Coimbry ?
Nie. Tak być nie może.
Istnieją przecież jako dowód
sensu pokoiki profesorskie w
Bibliotece Jana V: malutkie, jak
kajuty niedużej karaweli. Tam chyba
pisali, może kochali, a na pewno drzemali
po obiedzie. Może to właśnie tam i wtedy
(podczas olśniewającej drzemki) wynalazł
noniusz wielebny pedro Nunes ? Może tam leczył
czcigodny Garciade Horta ?
Kto wie... Ale na pewno oślepiło ich to samo słońce
i trawił ten sam głód. Również to samo
pragnienie zachwytu było im kompasem,
gdy oddalali się od Cabo da Roca a
Camoes zostawał sam na sam z
cierpieniem
Lizbona
Meu Deus eu creio, adoro, espero e amo-Vos.
słowa modlitwy, której Tajemniczy Anioł uczył Łucję, Hiacyntę i Franciszka, trójkę pastuszków z Aljustrel, wiosną 1916 roku w Loca do Cabeco, Nieopodal Fatimy
Czerń i szarość mozaik pod stopami,
róż azalii, słodka czerwień ran.
Zieleń wstęgą soczystą za nami
w roziskrzoną świetlistość Tagu
przechodzi. Rytm się łamie
w tym mieście tylekroć
złamanym
Barwy, szmery, zapachy.
Fiolet oliwek, rdzawa łuna dachów, winnic,
granat oczu, brąz skóry, śniadość brwi
Alulejos spękane, bladoniebieskie
Nade mną Anioł. Bez poświaty, bez skrzydeł,
smukłość sama. Napomina, karci,
jak pastuszków zachęca:
Skosztuj Ciała i Krwi
napij się Błękitu
Mondego
Mondego, rzeka gorzka
Mondego, rzeka mulista, rzeka czysta,
Mondego, w wirach krótej fadista
jak w zwierciadle pękniętym rzecz widzi:
świat ułomny, mijający, niewyraźny, wart łez.
Ich zresztą wiele w wodach
Mondego.
Mondego, słowo magiczne,
Mondego, błękit spłoszony.
Nad tobą, rzeko, miasto na wzgórzach,
nad tobą skały czerwone,
nad tobą się Coimbra od wieków przeciąga,
nad toba się tesknić nie dłuży.
Świat pięknieje w twym odbiciu,
Mondego. Jest łaską. Świat korzenny, ubogi,
Oliwkowy i drogi.
Świat po zbrodniach, po na umór piciu,
obmyty twą wodą, wyśniony,
Mondego.
Mondego,
Mondego,
powtarzasz, słyszę:
bierz życie jakie jest.
Żyj tak jak ja oblewam
cierniste, ostrokrzewne zakola
ziemi jałowej, Estremadury.
Ocean jest przecież niedaleko.
Niebieska Pełnia,
w której się wszystkie spotkamy:
Tejo, Douro, Cavado i ja
Mondego. Ocean jest naprawdę niedaleko.
|